Jak zostałam wiceprezeską

Czyli śpiewająca ofiara demokracji


Nowy cykl zza kulis chóru Risonanza Continua! – felieton wiceprezeski Stowarzyszenia RC

Zaczynamy od historii, która wydarzyła się naprawdę – opowieści o tym, jak można przyjść na próbę, żeby po prostu pośpiewać… i wyjść z pieczątką „WICEPREZES”. Czasem los nie pyta.


Była środa. Marcowa. Szara, przeciągająca się niczym „Agnus Dei” jakiejś smętnej mszy. Przyszłam na próbę chóru jak zwykle spóźniona, z językiem na brodzie, bo życie jak zwykle biegło sprintem, a ja próbowałam za nim nadążyć w butach na obcasie, z kalendarzem wypełnionym po brzegi, notesem z listą zadań dłuższą niż „Mesjasz” Haendla i jedynym marzeniem: po prostu pośpiewać. Ale los, jak to los, powiedział: „Potrzymaj mi nuty.”
Otóż właśnie tego dnia odbywało się walne zebranie członków Stowarzyszenia Muzycznego Risonanza Continua. Już sama nazwa przecież brzmi podejrzanie – jak jakaś włoska sekta, która śpiewa do skutku. I jak się okazuje, tak właśnie jest.
Zarząd kończył kadencję. Członkowie zarządu wyglądali na ludzi, którzy właśnie zakończyli wieloletnią misję dyplomatyczną w strefie wojny – jakby z lekką ulgą, ale jednak nie do końca… Niektórzy ewidentnie szykowali się do powrotu w szeregi zwykłych śmiertelników – czyli takich, co to przychodzą tylko śpiewać, nie noszą brzemienia odpowiedzialności i w ich poczuciu „wszystko dzieje się samo”.
I wtedy stało się coś, czego nie przewidziałam nawet w najczarniejszym scenariuszu uwielbianych przeze mnie kryminałów Camilli Lackberg…
Kasia. Moja serdeczna przyjaciółka. Kobieta, której ufam. Kobieta, z którą dzieliłam nuty, kawę i sekrety. Zgłosiła moją kandydaturę do zarządu.
Bez pytania. Bez ostrzeżenia. Bez cienia litości. Publicznie. Przed wszystkimi. Z uśmiechem niewinności na twarzy i wzrokiem kota ze Shreka.
Zamarłam. Śmiałam się nerwowo, bo przecież to musiał być żart. Kasia się uśmiechała, jakby właśnie podała mi czekoladkę, a nie odpowiedzialność za kilkunastoosobową organizację ze statutem i kontem bankowym.

No bo kto jak nie Ty? – powiedziała później.

Każdy inny – pomyślałam – albo przynajmniej ktoś z wolnym miejscem w kalendarzu.
Ale nikt inny nie chciał tej fuchy. Absolutnie nikt. Wszyscy jak jeden mąż mieli powody: „dziecko”, „praca”, „kot z depresją”, „nie umiem w Exela”.

Ja naprawdę nie mam czasu! – próbowałam się bronić. – Pracuję na etacie, mam firmę, dokumenty piszę po nocach, mój wiekowy pies potrzebuje dużo uwagi, dorosła córka zabiega o atencję, a w życiu prywatnym jestem jak aria dramatyczna – wszystko się łamie, drży i potrafi wykończyć emocjonalnie, co najmniej jak godzinny koncert zespołu śpiewającego a capella utwory współczesnych kompozytorów. Ja przyszłam tylko śpiewać. Takie było moje alibi. Nie pomogło!

Nastąpił ten moment „demokratyczny”, czyli głosowanie. Wszyscy zagłosowali na mnie. Demokracja w najczystszej formie: A masz! Wahałam się przez parę minut, co w czasie chóralnego zebrania jest całą epoką. I wtedy spojrzałam na Kasię. Ten wzrok. Mieszanka błagania, dumy i subtelnego szantażu emocjonalnego. Czyste narzędzie zniszczenia.

To będzie Cię kosztowało tylko jedną szarą komórkę – powiedziała z przekąsem.

Z której części mózgu, bo mam już deficyt? – pomyślałam. Zgodziłam się.
Jeszcze nieświadoma, że właśnie przekroczyłam Rubikon, usiadłam na miejscu, które nagle zrobiło się dużo bardziej odpowiedzialne. Tak oto zostałam wiceprezesem zarządu Stowarzyszenia Muzycznego Risonanza Continua. Tytuł brzmi dumnie. Może niejednego duma by rozpierała. A ja? Cóż… Ja chciałam tylko śpiewać. A teraz mam tytuł, rzekomy prestiż, nieśmiertelną frazę – „Kochani. Informacja organizacyjna…” i ogromną pieczątkę z napisem „WICEPREZES”, która wygląda jak relikt PRL-u i ledwo mieści się w mojej torebce. Na szczęście nadal śpiewam. Tyle, że czasem z nutami w jednej ręce, a protokołem do podpisania w drugiej. I może właśnie tak miało być. Może każdy chór potrzebuje swojego niechętnego wiceprezesa z przypadkowym mandatem i lekkim zacięciem organizacyjnym. A los, jak to los… Ma poczucie humoru. Czasem złośliwe. A czasem… no właśnie… Czasem w formie Kasi…

Tak, właśnie wtedy zostałam „demokratycznie” wybrana na wiceprezeskę Risonanza Continua – czyli chóru, w którym tak naprawdę chciałam tylko śpiewać.


📸 Chcesz zobaczyć więcej?

➡️ Nasze zdjęcia i filmy na Facebooku
➡️ Nasze nagrania na YouTube


#RisonanzaContinua #ZzaKulis #FelietonyRisonanzy #FelietonMuzyczny #ChórToLudzie #Wiceprezes #HumorZPróby #NieTylkoMuzyka #ChóralnePrzygody #StowarzyszenieMuzyczne #ZabrzeŚpiewa

Przewijanie do góry
logo-2 Chóru Mieszanego "Risonanza Continua"
Przegląd prywatności

Nasza strona internetowa wykorzystuje pliki cookies, aby zapewnić Ci jak najlepszą obsługę. Informacje te są przechowywane w Twojej przeglądarce i umożliwiają nam m.in. rozpoznawanie Twoich preferencji podczas kolejnych wizyt oraz pomagają w analizie, które sekcje witryny są dla Ciebie najbardziej interesujące i użyteczne. Więcej informacji znajdziesz w naszej Polityce Prywatności.